Też macie wrażenie, że w ostatnich miesiącach zalewają nas newsy dotyczące gogli VR od najróżniejszych producentów? Bo ja mam. Jednak AuraVision to coś odrobinę innego.
Dlaczego? Bo zestaw AuraVision jest praktycznie samowystarczalny. Nie tylko bowiem nie jest połączony z „nadajnikiem” żadnymi kablami, ale także w przeciwieństwie do np. Samsung Gear VR czy też Google Cardboard, nie wymaga zastosowania smartfona. Jest to więc …. mikrokomputer wbudowany bezpośrednio w gogle. Jest w nich procesor quad core sterujący opartym na Androidzie systemem Nibiru. Całość połączona jest z kontrolerem ruchu za pomocą Bluetooth. Gogle mają także wbudowane WiFi, więc można ściągać z sieci obsługiwane przez nie aplikacje. Wbudowana bateria pozwala na 5 godzin nieprzerwanej rozrywki. Hełm ma optyczne, regulowane soczewki (co oznacza że można do grania zdjąć okulary), mocne paski zapobiegające jego zsunięciu, oraz, co ciekawe, port HDMI – gdybyśmy chcieli rzucić wyświetlany obraz na telewizor bądź używać hełmu z innymi zestawami zewnętrznymi. Sam ekran ma co prawda rozdzielczość jedynie 1080 p., ale na początek pewnie wystarczy.
Dlaczego pomysł jest tak ciekawym? Bo nic nie denerwuje bardziej, jak przerwanie magicznej podróży w bajkowym świecie poprzez nadepnięcie kabla (nie mówiąc o jego wyrwaniu czy też potknięciu się i wywróceniu…). A urządzenia z dokładanym smartfonem? To zawsze dwa w jednym. Albo musimy do hełmu dokupić smartfon, albo pozbawiamy się telefonu na czas rozrywki… Słabo.
No cóż, projekt AuraViion na razie wystartował na Kickstarterze. Cena gotowego produktu ma wynosić około 300 funtów – jeśli jednak już teraz wesprzesz projekt kwotą 175 funtów, możesz sobie zapewnić pierwszeństwo w otrzymaniu gogli już w maju 2016 roku.