Muszę przyznać, że WWDC 2015 było …. najbardziej rozczarowującą konferencją Apple jaką widziałem.
Pokazano nowości software’owe, to prawda. Ale bądźmy szczerzy, żadna z nich z pewnością nie będzie ani wizjonerska, ani choćby przełomowa.
Ale po kolei:
Apple zaprezentował nowy Mac OS X (Capitan) który zawiera kilka nowych rozwiązań. Przykładem może być funkcja znacznego powiększenia kursora, jeśli szybko poruszymy myszką. Ułatwia to znacznie jego odnalezienie. Mamy też lepsze zarządzanie kartami w przeglądarce Safari, czy inteligentniejszego klienta poczty. Ogólnie zmiany nastawiono na jeszcze większe „user friendly”. Jednak żaden z tych zmian nie rzuca na kolana.
Co poza tym? Pomimo niedawnego debiutu Apple Watch’a, już zapowiedziano zmiany w jego oprogramowaniu. W nowym sofcie będzie można ustawić np. swoje zdjęcie jako cyferblat, bezpośrednio z zegarka wysłać maila, czy nawiązywać łączność z inteligentnym domem Apple.
iOS9 też doczekał się zmian. Siri ma w końcu stać się w pełni interaktywna, co będzie bezpośrednią konkurencją dla Google Now. Siri automatycznie doda zaproszenia do kalendarza, przypomni o nich, czy będzie aktywna dla komendy „Siri przypomnij mi o tym”. Po jej wypowiedzeniu asystentka w określonym czasie grzecznie przypomni to, o co prosiliśmy. Mapy Apple dostaną też, w końcu, funkcję transportu publicznego, doskonale już znaną z Map Google.
Na koniec nowość, która została przez Apple okrzyknięta przełomową, a w zamian z widowni przywitały ją niestety gwizdy. Chodzi o Apple Music. Miał być to przełomowy portal z muzycznym streamingiem, miażdżący Spotify i rozkładający wszystkie inne podobne portale na łopatki. Na prezentacji okazał się jednak być zwykłym … internetowym radiem. Nie pobierzemy z niego dowolnie wybranych utworów, a możemy jedynie puścić sobie przygotowane przez administratorów playlisty. Dla niezdecydowanych może to i fajne. Ale dla osób świadomie dokonujących wyboru nagrań których chcą słuchać? Nie widzę tego…
I tak właśnie w skrócie przeminęła konferencja Apple. Moje rozczarowanie zostało, a z tyłu głowy pozostało pytanie: „Quo Vadis Apple”?